środa, 29 kwietnia 2015

Rozdział 11

Melody's POV
 
Obudziłam się, ale głowa bolała mnie niemiłosiernie. Przetarłam oczy i spojrzałam na godzinę. 12:06... trochę mi się spało... chwila, czy jest sobota?! Czy ja nie poszłam do szkoły?! No nie! Chciałam się podnieść i gnać do szkoły, ale coś mnie zatrzymało. Ręka... ręka... przecież nie moja ręka! Pisnęłam, a spod kołdry wyłonił się Luke bez koszulki.
   - Co ty... - przeszkodził mi.
   - Byłaś świetna skarbie. - powiedział i chciał pocałować mnie w policzek. Zdałam sobie sprawę, że jestem w samej bieliźnie. Otuliłam się kocem i siedziałam tak cała czerwona. Przełknęłam nerwowo ślinę, zanim zdołałam się odezwać.
   - Czy my... - zaczęłam. - Czy my.. TO.. robiliśmy?
   - Och, więc nie pamiętasz nic?
   - Luke, do cholery! Odpowiedz mi!
   - Nie, chociaż bardzo nalegałaś. Zdjęłaś z siebie prawie wszystko. Powstrzymałem cię przed dalszymi krokami.. w nocy oddałem ci moją koszulkę, ale widzę, że nie skorzystałaś.
   - Jak dobrze. - powiedziałam i odetchnęłam.
   - Wiedziałem, że gdybym się zgodził to byś żałowała.
   - Dobrze zrobiłeś, Lukey, dzięki. - powiedziałam i tym razem to ja dałam mu buziaka w policzek. Wyglądał na przybitego. - Babci pewnie nie ma... możesz spokojnie zejść na dół, zrobić sobie kawy czy cokolwiek... ja muszę... musze najpierw wziąć prysznic. - powiedziałam i ruszyłam w stronę łazienki łapiąc się za głowę. Spojrzałam w lustro. Wyglądałam co najmniej fatalnie. Drzwi od łazienki lekko się rozchyliły. Podskoczyłam z przerażenia.
   - Luke? - zapytałam, ale nikt się nie odezwał. - Luke? Nie rób sobie ze mnie żartów! - to pewnie tylko wiatr. Uspokajałam się w myślach i już chciałam wyjść, gdy nagle drzwi zatrzasnęły się przed moim nosem. Krzyknęłam przerażona i zawołałam Hemmingsa. Chłopak nie przychodził. Oparłam się o ścianę i próbowałam uspokoić oddech. Usłyszałam sygnał smsa, który niesamowicie mnie wystraszył. To Michael... Przyjdziesz dziś do mnie? Musimy porozmawiać. "Jasne" - wystukałam na klawiaturze. Usłyszałam, że ktoś szarpie się z drzwiami. Narzuciłam na siebie koszulę którą znalazłam na pralce.
   - Luke? Powiedz, że to ty, proszę. - powiedziałam zrezygnowana i opadłam na ziemię.
   - Melody, księżniczko, to ja. - powiedział znajomy mi głos. - Jednak masz ochotę na wspólny prysznic?
   - O Boże, Luke, jak dobrze że jesteś. - powiedziałam dotykając drzwi i ignorując jego zaczepkę. - Jak dobrze, że to ty. Możesz mi pomóc?
   - Tak, ale... nie mogę otworzyć tych drzwi. Dasz radę od środka?
   - Nie - powiedziałam siłując się z drzwiami.
   - Czekaj. Odsuń się od nich. - powiedział, a ja wykonałam jego polecenie. - Już?
   - Tak.
   - Uważaj. - powiedział i uderzył w drzwi z całej siły. Nic się nie stało. - Jak ty to zrobiłaś?!
   - To nie ja... myślałam, że to ty. Drzwi się odchyliły, a potem.. potem ktoś je zatrzasnął.
   - Mel, okno jest otwarte.
   - Przecież nie było! - krzyczałam rozhisteryzowana.
   - Ale jest. Czekaj, zaraz cię wydostanę. - powiedział stanowczo i zaczął znowu kombinować, jak nie siłą to jakimiś pilnikami. Tak zleciało nam pół godziny. Ostatnie uderzenie ze strony chłopaka. Drzwi opadły ciężko, łamiąc kafelki, a szyba w drzwiach rozprysła się w drobny mak. Nie zważałam na to i przebiegłam po szkle, rzucając się na szyję Luke'a.
   - Dziękuję. - powiedziałam i nie wiem już który raz w tym tygodniu zaczęłam wypłakiwać się w jego koszulę, tym razem ze szczęścia. Luke miał całe ramię we krwi. - O mój Boże, Hemmings! Zaraz ci to opatrzę! - krzyknęłam i pobiegłam po apteczkę, ale chłopak zatrzymał mnie.
   - Kochanie... twoje nogi... zauważyłaś że przebiegłaś po szkle?
   - Ach, tak, ale nie boli, chyba nic mi się nie wbiło. - powiedziałam oglądając swoje stopy.
   - Melody Grey, jesteś idiotką. - powiedział łapiąc mnie za ramiona. - Ale do cholery, kocham cię tak bardzo.
   - Luke? Dlaczego mi to mówisz?
   - Bo to prawda!
   - Co tak nagle?
   - Nie nagle, już wczoraj ci to mówiłem.. ale byłaś zalana.
   - Luke, ja.. moja głowa. - powiedziałam i zeszłam do kuchni. Chłopak szedł za mną w milczeniu.
   Gdy tylko chłopak usiadł wdrapałam się na blat, aby sięgnąć apteczkę z górnej półki. W pewnym momencie poczułam jego duże dłonie na mojej talii.
   - Hemmings, przestań.
   - Dlaczego? A, i właśnie, coś na kaca. Chcesz herbatkę, kochanie?
   - Dlaczego nazywasz mnie kochaniem? I nie, nie chcę.
   - Nazywam cię tak bo cię kocham, głuptasku.
   - Myślisz, że żeby być razem wystarczy żeby tylko jedna strona się zakochała? - nie odpowiedział.
   - Więc może chcesz wody, Mel? - powiedział ignorując moją uwagę.
   - Pierdol się, "kochanie".
   - Z tobą chętnie. - powiedział i przygryzł płatek mojego ucha.
   - Nie Luke, odejdź. - powiedziałam. Byłam czerwona jak burak i ledwo łapałam oddech.
   - Teraz to chyba potrzebujesz tabletki na zbicie temperatury, słoneczko.
   - Och, a więc dopiero zauważyłeś, że jestem gorąca? - zapytałam chcąc zagrać jego taktyką.
   - Nie, Melody, zauważyłem to już dawno. A teraz odłóż tą apteczkę i chodź do mnie. - powiedział i obrócił mnie przodem do siebie. Siedziałam na blacie mając blondyna między nogami. No jeszcze tylko babci tu brakuje! Unikałam spojrzenia w jego niebieskie tęczówki, a fakt, że jestem tylko w bieliźnie i jakiejś koszuli nie pomaga. Los za często stawia mnie w takich sytuacjach. - Wczoraj sama się na mnie rzuciłaś.
   - Ale.. byłam pijana.
   - Wiesz że podobno osoby pijane są odważniejsze, ale też szczere? Więc, Melody Grey, czy.. chcesz być moją?
   - Lucasie Hemmingsie, wypchaj się!
   - Melody... jestem absolutnie szczery. ABSOLUTNIE, rozumiesz? - powiedział i spojrzał głębiej w moje oczy.
   - Możesz przestać?
   - Jeszcze nie zacząłem.
   - To jest.. ugh! Ty jesteś!
   - No.. jaki? Szczerze Mel, szczerze.
   - Pieprzona perfekcja. - burknęłam.
   - Tak, jesteś perfekcyjna, a ja popieprzony, widzisz jaki dobry paring?
   - Możesz przestać powodować, że mam mętlik w głowie?! - krzyknęłam i zamknęłam oczy chcąc po pierwsze, aby ból głowy mnie opuścił, po drugie, aby móc się skupić.
   - Możesz przestać powodować, że jestem w tobie tak beznadziejnie zakochany?!
   - Ale.. ja nic nie robię.
   - A powinnaś. - powiedział i musnął moje usta swoimi. - Kocham cię księżniczko. Naprawdę.
   - A ja cię nienawidzę... a jednocześnie kocham. Nienawidzę tego, że cię kocham i nie mogę przestać! - krzyknęłam i zeskoczyłam z blatu. Wzięłam apteczkę i zaczęłam opatrywać ramię Luke'a.
   - Melody..
   - Ćśś, nic nie mów. Nic.
   - Ale..
   - Nic! - krzyknęłam lejąc wodę utlenioną na zdartą skórę Hemmingsa. Wzdrygnął się, ale udawał twardego. Wzięłam kilka bandaży i gazy i owinęłam nimi jego rany. Może i nie jestem najlepsza w pierwszej pomocy, ale zawsze umiałam zrobić jakiś prowizoryczny opatrunek. - Gotowe. - powiedziałam i zrobiłam krok w tył.
   - Nic nie mów - szepnął i złapał mój podbródek.
   - Czemu? - powiedziałam i cofałam się do tyłu tak długo, aż nie uderzyłam o blat. Chłopak zbliżał się coraz bardziej, doszczętnie niwelując przestań miedzy nami. Przywarł do mnie i zaczął całować. Chciałam się bronić, próbowałam... ale mi nie wyszło. Poczułam niesamowite motyle w brzuchu i odwzajemniłam pocałunek. Luke wydawał z siebie pomruki przyjemności.
   - Luke, Luke. - powiedziałam gdy tylko się oderwałam.
   - Hm?
   - Bo ja... ja nigdy nie miałam chłopaka.
   - Naprawdę? Kłamiesz, przecież jesteś świetna.
   - Naprawdę. - powiedziałam i spuściłam głowę. - W sumie nawet nie chciałam...
   - A czy zechcesz mnie, Mel?
   - Żyjemy w różnych światach Hemmings.
   - O jasne, taka wymówka.
   - Naprawdę cię kocham.
   - Więc?
   - Dobrze... spróbujmy.
   - Jesteś pewna?
   - A ty masz wątpliwości?
   - Nie, ale nie chcę cię zmuszać.
   - To moja decyzja, Lukey. Tylko i wyłącznie moja. - powiedziałam i objęłam go z całych sił.
   - Cieszę się, księżniczko.
 
~*~
 
Spędziliśmy razem całe popołudnie, rozmawiając. Oczywiście dalej mu dogryzałam... kim byłaby Melody gdyby nie robiła ludziom na złość, prawda? Rozmawialiśmy i śmialiśmy się, tym razem bardziej jak para, a nie jak ludzie którzy udają, że się nienawidzą.
   - Luke?
   - Tak kochanie?
   - Bo.. jestem umówiona z Mikiem..
   - Ach, tym czerwonym? Okej, leć.
   - Na pewno? - zapytałam.
   - Na pewno.
   - Dziękuję. Wrócę wieczorem, chcesz na mnie zaczekać?
   - A babcia?
   - Ach, no tak... więc do jutra.
   - Do jutra. - powiedział i pocałował mnie w policzek, po czym wyszedł w domu. Pognałam na górę. Spojrzałam na wywarzone drzwi. Momentalnie obleciał mnie strach. Szybko zadzwoniłam do Luke'a.
   - Co jest? - zapytał.
   - Nic takiego tylko, em.. nie wiem w co się ubrać.
   - Idziesz do kolegi i nie wiesz w co się ubrać? Powiedz co się stało, serio.
   - Więc.. weszłą sobie do pokoju i.. te drzwi.. rozumiesz...
   - Ach, nie bój się skarbie.
   - Łatwo powiedzieć - rzuciłam przewracając oczami.
   - Włącz mnie na głośnomówiący i się szykuj. Czuj się jakbym był w tobą.
   - A nie przeszkadzam ci?
   - Nie, aktualnie tylko prowadzę auto.
   - Przepraszam. - powiedziałam zakłopotana.
   - Nie masz za co. - odpowiedział.
   - Dobra, kończę, nie chcę żeby coś ci się stało...
   - Pa, księżniczko.
   Wcisnęłam 'rozłącz' i rzuciłam się na łóżko. Co ja robię ze swoim życiem? Jeszcze parę dni temu go wyzywałam od kłamców... ale kocham go, kochałam już wtedy. Pogrążyłam się w myślach, ale po chwili podskoczyłam jak poparzona. Mikey! Dochodzi 18 a ja nawet nie jestem wyszykowana. Podeszłam do szafy. Wyciągnęłam z niej koszulkę Mike'a którą kiedyś zostawił. Uwielbiam ją. Wzięłam do tego moje dżinsowe rurki, które są nawiasem mówiąc stare jak świat. Weszłam do łazienki, omijając przy tym kawałki szkła. Cóż, trzeba umyć się bez drzwi. Mówi się trudno.
   Po prysznicu i zrobieniu makijażu zbiegłam na dół, ubrałam pierwsze lepsze trampki leżące przy drzwiach, wyszłam i wskoczyłam na rower. Napisałam do Michaela smsa, że zaraz będę i ruszyłam do domu przyjaciela.

_________________________________________________________________________________________

Jest i rozdział 11, ja wiem, dupny, krótki i w ogóle, ale nie ma komentarzy, nie ma weny (dziękuję G. za jedyny komentarz pod ostatnim).
Jeszcze dziś dodam następny bo... dla G. :>
Nie pisze długiej notki bo nie widzę potrzeby. Dałam ciała.
Ale trudno się mówi, sprawdzę go potem.
Miłego dnia.

niedziela, 19 kwietnia 2015

Rozdział 10

Rozdział dedykuję @lukewifebitch bo... bo jest kochana *,*
Przy okazji zaproszę was na jej ff w którym się zakochałam: difficult-love-choice.blogspot.com
_____________________________________________________________________________________
 
Luke's POV
    - Okłamuj mnie dalej. - powiedziała poirytowana dziewczyna.
    - Nienawidzę cię. - skłamałem, przecież sama tego chciała.
    - Świetnie, bo ja ciebie również!
    - Tak, świetnie. - powiedziałem, zastanawiając się czy dziewczyna zrozumiała, że wciąż ją okłamuję. Otworzyłem drzwi, chcąc wreszcie opuścić jej dom i pojechać na imprezę. Niestety, zapominając o balaście w formie Melody na moim ramieniu, przez moje nieuważne przejście uderzyła się głową o framugę drzwi.
   - Ała! - krzyknęła i uderzyła mnie w plecy pięścią.
   - Przepraszam. - powiedziałem chichocząc.
   - Idiota. - rzuciła pod nosem.
Wrzuciłem ją do samochodu, sam siadając na miejscu kierowcy.
   - Więc? - zapytała dziewczyna.
   - Więc co? - opowiedziałem nie wiedząc co dziewczyna ma na myśli.
   - Więc gdzie jedziemy? - powiedziała obruszona faktem iż nie rozumiem jej skrótów myślowych. Kobiety...
   - Do "Dangerous". Może być, jaśnie pani?
   - Pf, co to? Nawet nigdy tam nie byłam. Pewnie to jakaś nora dla ćpunów.
   - Nazywasz norą dla ćpunów jeden z najpopularniejszych lokali w mieście? Gratuluję, pani pracująca w barze. - powiedziałem śmiejąc się pod nosem.
   - Ej! To nie moja wina że nie chodzę do takich śmieciowych klubów. Wolę te eleganckie.
   - Tak? - zapytałem wciąż nie panując nad śmiechem.
   - Tak.
   - A więc chodzisz do jakichkolwiek. Wymień kilka.
   - Noo... ee... nie znasz ich pewnie.
   - Yhym, rozumiem. - powiedziałem i wybuchnąłem śmiechem. Odpaliłem samochód i ruszyłem w kierunku baru, znajdującego się kilka ulic dalej.
   - Nie śmiej się ze mnie! - krzyknęła oburzona uderzając mnie w ramię.
   - Ała. - powiedziałem obojętnie, gdyż uderzenie dziewczyny spowodowało tak "wielki" ból.
Melody rzuciła mi tylko wrogie spojrzenie i opadła na fotel  niczym dziecko, które nie dostało zabawki. Kolejny raz mnie rozśmieszyła, ale postanowiłem, że nie będę jej już zbytnio irytował.
   Po chwili byliśmy na miejscu. Zabarkowałem moje bmw, obchodząc je dookoła i otworzyłem drzwi od strony pasażera, aby wypuścić Mel "po królewsku".
   Dziewczyna wysiadła, ale nie była zbytnio zadowolona. Zobaczyłem kilka skąpo ubranych dziewczyn, które uśmiechały się do mnie przygryzając wargę w wymowny sposób, ale je zignorowałem. Melody tylko mierzyła je wzrokiem. Zastanawiałem się co w tej chwili czuła. Czy była na mnie wściekła, a może chciała, aby te dziewczyny uważały nas za parę. Moje rozmyślania zostały przerwane, gdy weszliśmy do klubu a w moje uszy uderzyła fala głośnej muzyki. Rozglądałem się dookoła. Zdecydowanie było tu bardzo dużo osób jak na dzień powszedni. Melody zrezygnowana rzuciła się na bordową kanapę. Ja ruszyłem w stronę baru i zamówiłem dwa drinki na rozluźnienie. Wróciłem do Melody i wręczyłem jej napój. Uśmiechnęła się sztucznie i dalej milczała. Chciałem przerwać tą ciszę, ale tylko przyssałem się do słomki i siedzieliśmy tak, słuchając jakichś głośnych kawałków. Nie było sensu rozmowy. I tak pewnie nie przebiłbym się przez panujący hałas. Dziewczyna nie piła drinka, widocznie odpłynęła myślami gdzieś daleko, bardzo, bardzo daleko. Złapałem ją za rękę. Wzdrygnęła się i spojrzała na mnie pytająco. Ruchem głowy wskazałem na parkiet pełen spoconych nastolatków. Mel ułożyła usta w grymas dając mi do zrozumienia, że nie ma nastroju na tańce i tym podobne głupoty. Jak ja uwielbiam rozmawianie bez słów... Ponieważ nie miała też ochoty na moje towarzystwo, odszedłem. Usiadłem przy barze pijąc kolejnych kilka drinków. Po jakimś czasie czułem już alkohol w całym ciele. Melody dalej tylko siedziała w kącie. Nie wiedząc co teraz mogę porobić, zacząłem obserwować otoczenie, sącząc pomarańczowy napój. W tym barze nie ma w sumie nic ciekawego... wygodne kanapy, duży parkiet, ciekawy bar, nic poza tym. Mój wzrok zatrzymał się na interesującej rudowłosej dziewczynie. Obserwowała mnie, a gdy mój wzrok zaczął przypatrywać się jej, leciutko zachichotała i pomachała mi. Odmachałem jej uśmiechając się i ruszyłem w jej kierunku.
    - Hej. - powiedziałem podchodząc do dziewczyny. - Znamy się?
    - Cześć. Wątpię, dopiero co się tu przeprowadziłam. - odpowiedziała nieznajoma. - Emily Jenkins, miło mi.
   - Luke Hemmings. - odpowiedziałem wyciągając rękę do dziewczyny. Miała w sobie coś magnetycznego.
   Chwilę porozmawialiśmy, przez moment nie panowałem nad tym co robię. Ocknąłem się obściskując się z.. Emily, tak, Emily. Oderwałem się od niej raptownie. Spojrzała na mnie zaskoczona. Wzruszyłem ramionami i odszedłem. Ruszyłem po następnego drinka. Teraz już totalnie oszalałem. Widziałem wszystko jak przez mgłę. Flirtowałem z każdą napotkaną dziewczyną, coś jak ekspresowa randka. Zobaczyłem zbliżającą się do mnie Emily. Za nią szedł jakiś koleś.
   - Co to miało być młody? - powiedział łapiąc moją koszulę i unosząc mnie lekko. Był zdecydowanie silniejszy.
   - Niby co? - odpowiedziałem zaskoczony nagłą 'napaścią'.
   - Chciałeś zgwałcić moją dziewczynę! - wykrzyczał plując na mnie przy okazji. - Zaraz zniszczę twoją buźkę.
   - Co?! - krzyknąłem oburzony. - To ona się do mnie przyssała.
   - Ja? - powiedziała niewinnie dziewczyna i zaczęła szlochać.
   - Tak, ty, Emily. Po co kłamiesz do cholery? Bo to zakończyłem i nie chciałem się już więcej z tobą całować bo mam dziewczynę?! - wykrzyczałem w przypływie emocji.
   - Chwila, chwila. - powiedział chłopak Em. - O co tu chodzi? Jeżeli masz dziewczynę to po co dobierasz się do cudzych? - zapytał oburzony.
   - Nie dobieram, mówiłem już. To twoja dziewczyna liże się z każdym. W sumie to tu są kamery.
   - To prawda Emily?
   - Nie do końca Mark.. nie liżę się z każdym. Tylko z takimi blondaskami. - powiedziała wskazując na mnie ruchem głowy.
   - Co kurwa?! - wykrzyczał wściekły Mark. - Prawie zabiłem tego gościa, a ty mi pieprzysz że kłamałaś?!
   - Nooo... nie mówił, że ma dziewczynę.. - powiedziała Em.
   - Ale ty masz chłopaka idiotko!
   - Ejejej. Rozumie twoje zirytowanie - wtrąciłem się w rozmowę - ale nie musisz od razu nazywać jej idiotką, prawda?
   - Dobra, to pewnie alkohol, tak, Em? Wracamy do domu?
   - Wracamy. - powiedziała dziewczyna rzucając mi gniewne spojrzenie. Co to miało być? Ah, lepsze pytanie. Z jakiej paki powiedziałem że mam dziewczynę, mimo że jej nie mam..?
Zacząłem szukać Mel. Znalazłem ją i postanowiłem zagaić rozmowę. Oczywiście w mój ulubiony sposób - flirtując.
   - Cześć mała. - dziewczyna uniosła głowę patrząc na mnie, i zapewne zastanawiając się czego chcę. - Składasz się może z selenu, potasu i krzemu? - dziewczyna wyglądała na zażenowaną. - Bo jesteś seksi. - powiedziałem uśmiechając się od ucha do ucha i robiąc najatrakcyjniejszą pozę na jaką było mnie stać. Czekałem na komentarz ze strony dziewczyny, jakieś podziękowanie za komplement czy coś.
   - Eh, Lukey, Lukey, Lukey. - spojrzałem na nią pytająco czekając na podziękowania. -  Jestem dumna z twoich jakże zaskakujących umiejętności chemicznych, ale... proszę cię.
   - To miał być komplement, Mel.
   - Yhym.
   - Jesteś taka beznamiętna.
   - Dziękuję.
   - To akurat nie był komplement. - powiedziałem lekko obruszony. - Dziwadło. - dodałem ciszej.
   - Miło mi, ja Melody. - powiedziała dziewczyna i wstała, odchodząc gdzieś dalej. Zostawiła mnie samego. Nagle znużył mnie sen. Zasnąłem. Obudziłem się po jakichś 15 minutach. Nie widziałem nigdzie Grey. Stwierdziłem, że pewnie jest w toalecie, albo coś. Nie przeszło mi przez myśl, że może jej się właśnie w tym momencie dziać coś złego. Po prostu na to nie wpadłem. Wyjąłem z kieszeni telefon. Jakaś dziewczyna dosiadła się do mnie i zaczęła świecić mi biustem przed oczami, następnie usiadła na mnie okrakiem. Praktycznie widziałem jej gacie, przez jej skąpy strój, ale zignorowałem ten fakt. Zwyczajna suka, która szuka fajnego faceta, który zrobi jej dobrze. Zepchnąłem ją z kolan dając do zrozumienia, że dziękuję bardzo, ale nie skorzystam. Dziewczyna spojrzała zdziwiona poprawiając swój silikonowy biust i podeszła do jakiegoś bruneta co chwilę zerkając na mnie. Jaka idiotka... wzbudza we mnie zazdrość? Pff, zabawne. Czułem się już całkiem trzeźwy. Jakby cały alkohol ze mnie wyparował. Zacząłem myśleć racjonalnie. MELODY! Gdzie ona się podziała? Co jeśli ktoś zrobił jej coś złego? Zabił? Zgwałcił? Zacząłem gorączkowo rozglądać się po całym pomieszczeniu. Nigdzie nie widziałem dziewczyny. Nagle zauważyłem kilka brązowych kosmyków, zdecydowanie należących do Mel. Świetnie bawiła się na parkiecie. Ocierała się o jakichś nieznajomych facetów, pokazywała biust jakimś kolesiom. Omotała każdego. Tańczyła, świetnie się bawiła. Kilku napaleńców trzymało ją za tyłek.
Chwila, chwila, chwila! Oni właśnie obmacują Grey i bezkarnie ślinią się na jej widok. Życie im nie miłe? Pojebało ich czy pojebało?! Kipiąc wściekłością ruszyłem w stronę parkietu.
   - Melody! - dziewczyna spojrzała w moją stronę.
   - Co? - zapytała wkurzona. Kilku zboczeńców odsunęło się od niej pod wpływem mojego piorunującego wzroku który pod warunkiem, że umiałbym zabijać wzrokiem, sprawiłby że leżeli by już... na przykład doszczętnie spaleni.
   - Kochanie, może chodźmy już do domu? - powiedziałem obejmując Grey w talii. Momentalnie zdjęła ją z siebie.
   - Jakie kochanie? Od kiedy jesteśmy razem idioto? - mrugnąłem do niej porozumiewawczo.  Chciałem tylko wybawić ją w opresji. - Nie potrzebuję twojej pomocy. Nie widzisz, że świetnie się bawię? - zapytała i przywołała do siebie chłopaków. To nie była moja Mel, w jej  oddechu wyczułem alkohol. Wszystko było jasne.
   Postanowiłem nic z tym nie robić, łaski bez. Wróciłem na miejsce i obserwowałem tylko dziewczynę, żeby nie zrobiła czegoś głupiego. Po chwili znowu zasnąłem. Świetnie po prostu. Nie nadaję się do bycia opiekunką. Gdy się obudziłem, nie chcąc przeszkadzać Melody, wyciągnąłem telefon i zacząłem pisać z Ashem. Opisałem mu cały dzisiejszy wieczór, a właściwie noc. Jestem pewny, że nie pójdziemy do szkoły a jak tylko Grey wytrzeźwieje będzie miała wyrzuty sumienia i będzie zwalała winę na mnie. Typowe...
   W pewnym momencie poczułem, że ktoś ZNOWU siada na mnie okrakiem. Nie przestawałem wgapiać się w ekran telefonu. To pewnie znowu ta dziewczyna, która nie chciała się ode mnie odczepić.
   - Mówiłem ci już żebyś spierdalała. - powiedziałem oschle odpisując Ashtonowi. Opisałem mu całe zdarzenie. Śmiał się w sumie ze mnie, że nie wykorzystuję takiej okazji, ale mam dość lasek, które o siebie nie dbają i są puszczalskie, tak też odpisałem Ashowi. Poczułem, że dziewczyna próbuje rozpiąć moje spodnie. Nie zwracając na nią najmniejszej uwagi przewróciłem oczami i powtórzyłem się:
    - Mówiłem, nie chcę się z tobą pieprzyć. Już na pewno nie na kanapie. Szmata. - wycedziłem przez zęby. - Jak nie szanujesz siebie to jak ktoś ma cię szanować?
   - Nic mi nie mówiłeś. - powiedziała dziewczyna przepitym głosem.
   - Kurwa, przestań, okej?! - zacząłem krzyczeć, ale dalej zachowywałem spokój. Nie patrzyłem na dziewczynę, była mi obojętna.
   - Ostatnim razem chciałeś... - powiedziała dziewczyna flirciarskim tonem.
   - Jakim ostatnim razem? Co ty pieprzysz dziewczyno?! - krzyknąłem i uniosłem wzrok znad telefonu. - Grey?!?! Co ty odpierdzielasz na moich kolanach?!
   - Miałam na ciebie ochotę. - powiedziała pijana Mel przygryzając dolną wargę i robiąc swoją minę króliczka. Z faktem, że upitego, ale nieważne. Szybko opisałem Ashtonowi całą sytuację. Napisał tylko: Korzystaj z sytuacji, stary. Owszem, pokusa była duża, ale nie zrobię jej tego. Nie jest świadoma tego co robi.
   - Wracamy do domu, Melody. - powiedziałem stanowczo.
   - Wolisz robić to w domu? - powiedziała bełkocząc. Wstałem, a dziewczyna podążyła za mną. - Luuuuuuke?
   - Co?
   - Nic, lubię mówić twoje imię. - powiedziała uśmiechając się. Ludzie po alkoholu są szczerzy czy odważni? A może kłamią? Sam nie wiem...
   - Chodź szybciej, bo wszyscy się na ciebie gapią. - powiedziałem patrząc złowrogo na śliniących się na widok obracającej tyłkiem Melody, chłopaków.
   - Jesteś zazdrosny? Lukey? - nie odpowiadałem. - Lucaaaaaas? Jesteś? Widzę, że jesteś. - powiedziała uśmiechając się. Ona jest niemożliwa. I strasznie nas spowalnia. Ledwo co trzyma się na nogach. Chwyciłem ją za za nadgarstek i zaczęliśmy przeciskać się przez tłum. Szła kołysząc się i praktycznie musiałem ją ciągnąć.
   - Ała. - powiedziała przystając i wskazując na swój zaczerwieniony nadgarstek. Kurde, za dużo siły.
   - Wybacz księżniczko. - powiedziałem i uniosłem ją niczym pannę młodą. Dziewczyna obejmowała moją szyję. Zanim zdążyłem zauważyć (i przecisnąć się przez tłum) dziewczyna już spała wtulona we mnie. Co jakiś czas łaskotała mnie swoimi wargami przez sen, ale było to całkiem przyjemne. Wydostaliśmy się z klubu. Dziewczyna obudziła się gdy układałem ją na tylnym siedzeniu, aby mogła jeszcze pospać.
   - Luke?
   - Tak?
   - Naprawdę cię kocham. - powiedziała całkiem poważnie, po czym zalała się łzami. - Wiem, że ty mnie nie kochasz. Nikt mnie nie kocha! Nikt!
   - Ejejej, księżniczko. Kocham cię. Kocham cię najmocniej na świecie. - powiedziałem i przytuliłem ją z całych sił. Za jej plecami zobaczyłem zegar. Wybiła 6. No tak, do szkoły nie pójdziemy, to jest pewne. Dziewczyna przestała szlochać i znów usnęła. Usiadłem na miejscu kierowcy i ruszyłem. Wyglądała tak słodko kiedy spała. Znałem tą drogę bardzo dobrze. Skręciłem w ulicę na której znajdował się dom dziewczyny. Nagle ktoś objął mnie za szyję. Wzdrygnąłem się. Zapomniałem o Mel, widocznie się obudziła. Zaczęła zostawiać mokre pocałunki na moich policzkach i szyi. Nie powiem, że mi się to nie podobało, bo musiałbym skłamać.
   Zatrzymałem się przed domem Grey.
   - Wysiadamy Mel. - powiedziałem zdejmując z siebie jej ręce.
   - A ty? Idziesz ze mną? - zapytała. Oczywiście nie miałem gdzie iść po kłótni z rodzicami i takich tam, ale nie chciałem patrzeć na upitą Melody, która co chwilę sprawia, że mam ochotę zrobić z nią milion niekoniecznie przyzwoitych rzeczy. W sumie zawsze to robi, ale nigdy to nie ona jest tego prowodyrką.
   - Nie, Mel. Nie mogę.
   - Ale... mówiłeś, że nie masz gdzie spać.. kłamałeś? - spojrzała na mnie z wyrzutem.
   - Nie, nie kłamałem, ale nie chcę ci przeszkadzać.
   - Już i tak mi nieźle przeszkodziłeś, no chodź. - powiedziała łapiąc mnie za rękę i zaczęła biec w stronę domu, była bardzo szczęśliwa, co mnie nieźle zdziwiło.
   Weszliśmy do jej pokoju. Rozejrzałem się po nim. Nigdy zbytnio nie zwracałem uwagi na wystrój jej pokoju. Jasnobrązowe panele, limonkowe ściany, brązowe biurko i krzesło obrotowe. Na biurku mnóstwo porozrzucanych papierków, książek i notatek. Szafa była otwarta, panował w niej harmider. Cóż, panna porządnicka nie jest znowu taka porządna na jaką wygląda. Rozglądając się po pokoju nie zauważyłem że Melody zaczyna zdejmować z siebie ubrania.
   - Grey! Co ty robisz?! - krzyknąłem zasłaniając oczy.
   - Przebieram się, a co?
   - Ale.. tak jakby tu jestem.
   - No i? Nigdy nie widziałeś nagiej dziewczyny?
   - Nie no widziałem..
   - Więc odsłoń te oczy. Przy okazji mógłbyś mi pomóc odpiąć stanik.
   - Yhym... - powiedziałem, ale nie podszedłem do dziewczyny.
   - Oj Lukey. - powiedziała podchodząc do mnie w samej bieliźnie. Zarzuciła na mnie swoje ręce. Przełknąłem ślinę. Wyglądała tak pociągająco, ale jest pijana. To nieprawda. Muszę to przezwyciężyć.
    - Może lepiej pójdę. - powiedziałem zdejmując z siebie ręce dziewczyny i obracając się na pięcie.
    - Zostań.
    - Więc się opamiętaj.
    - Ale ja naprawdę tego chcę.
    - Uwierz mi, nie.
    - A co? Masz małego?
    - Te twoje żarty, Mel. - powiedziałem i przewróciłem oczami. - Idź spać.
    - Pod warunkiem, że ty pójdziesz spać ze mną.
    - Dobra. - zgodziłem się i wszedłem pod kołdrę obok dziewczyny.
    - Dziękuję. - powiedziała i zasnęła wtulona w mój tors.

_______________________________________________________________________________________

Okay... rozdział jest beznadziejny, beznamiętny i pokręcony. Nie rozstajemy się z Markiem i Emily, jeszcze do nas wrócą :>
Zamierzam trochę zamieszać w następnym rozdziale i przyśpieszyć tempo akcji. Wiem też, że bardzo długo nie dodawałam, ale... cóż.. egzaminy mnie czekają od wtorku, więc nie mam możliwości zbytnio. Po egzaminach nadrobię. Obiecuję!

tt > @5sosaremyninjas

Możecie pytać o spoilery i tym podobne.
Dziękuję za każde wyświetlenie! Jest ich ponad 1,500 a komentarzy albo nie ma, albo są maks. 2-3. Niefajnie...
Proszę, skomentujcie, jeśli czytacie, to daje mi kopa żebym szybciej pisała następny... bez tego ani rusz.. Chciałabym wiedzieć, że robię to nie tylko tak sobie.

Dziękuję i wszystkim którzy jak ja mają egzaminy od wtorku, życzę wielkiego powodzenia. Myślcie pozytywnie! To już połowa sukcesu!

Kocham was xx